Oto co napisał do nas jeden z czytelników: Kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki tą książkę byłem pełen obaw. Bałem się, że będzie to kolejna komercyjna produkcja nastawiona na zysk. A jednak okazało się, że książka jest wybitna pośród innych z słowem-kluczem Kostrzyn nad Odrą w tytule. Co jest w niej takiego szczególnego? Praktycznie wszystko, ale zacznijmy od początku... Format B5, miękka oprawa, zero koloru. Co to ma być, pomyślałem w pierwszej chwili. Ale już po przekartkowaniu zrozumiałem ideę takiego rozwiązania, a po przeczytaniu książki obraz całości stał się bardzo klarowny. Zarówno format jak i miękkość okładki jest zaletą w tym przypadku. Treść tego plastycznego obrazu wręcz skłania do wzięcia jej "na miasto" do przysiędnięcia na ławeczce i uważnego czytania słów, wpatrując się jednocześnie w otoczenie. Nawet czytelnik o małej wyobraźni dostrzeże różnice w dawnym i "nowym" Kostrzynie nad Odrą dzięki sugestywnym zdjęciom przedstawiającym przeszłość i teraźniejszość. I właśnie tutaj jawi się geniusz czarno-białej konwencji tej książki, bo przecież wspomnienia są szare, zatarte przez czas, całkiem jak graficzna otoczka barwnych słów autorki. Sama historia zawarta w tej książce jest ona opowiedziana z lekkością stylu, którego nie powstydziłby się żaden ze znanych autorów powieści. Forma reportażowa jest tutaj bardzo wskazana i sugestywnie podkreśla obraz jaki jawił się autorce, pozwalając jednocześnie cofnąć się wraz z nią w lata 40. ubiegłego stulecia. Przeplatanie wspomnień z rysem historycznym uzupełnia cała historię tworząc pełny obraz całości nawet osobom nie znającym dotychczas historii miasta. Początkowo obawiałem się, czy taka mieszanka nie będzie ciężkostrawna i czy tło historyczne jest tu wogóle potrzebne, ale autorka zrobiła to w taki sposób, że czytelnik chłonie dosłownie treść i zapewniam, że nie oderwie się od niej przed końcem. Pisarka potrafi po prostu przelać swoje uczucia na papier, przez co niejednokrotnie czytelnik zaczyna czuć klimat tamtych dni. Na zakończenie swojej przydługiej recenzji chciałbym wyrazić żal, że autorka skupia się na Nowym Mieście, ale być może taki był zamiar autorki. Być może także Muzeum Twierdzy wraz z Panią Kłaptocz planują wydanie oddzielnej książki dotyczącej samego Starego Miasta? Jeśli tak to czekam z niecierpliwością i mam nadzieję że będzie równie poruszająca i wciągająca jak to Dzieło.